Piłkarze ręczni Orlen Wisły wymęczyli ligowe zwycięstwo z Powenem Zabrze. Stracili jednak kolejnego gracza. Na szczęście tym razem nie z powodu kontuzji. Bostjan Kawas w pierwszej połowie dostał dwie dwuminutowe kary. W przerwie zaś ukarany został czerwoną kartką za niesportowe zachowanie. Oznacza to, że prawy rozgrywający nafciarzy nie zagra przynajmniej w jednym spotkaniu ligowym – przeciwko Miedzi Legnica. Nie można jednak wykluczyć, że popularny „Bos” nie pojawi się również w hicie pierwszej rundy czyli pojedynku z Vive Targami Kielce zaplanowanym na 22 października. – Do zajścia doszło, kiedy oba zespoły po pierwszej połowy schodziły do szatni – przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Lars Walther. – Nie wiem dokładnie, co powiedział do sędziów Bostjan. Na pewno jednak dorosły, trzydziestoletni mężczyzna powinien bardziej uważać na to, jak zwraca się do sędziów.
O środowym meczu nafciarzy z zabrzańskim beniaminkiem można powiedzieć głównie tyle, że się odbył. Na pewno nie było to widowisko, które na długie lata zapisze się w pamięci oglądających go kibiców. Gospodarze zaczęli bardzo dobrze, szybko uzyskując sześciobramkową przewagę.
Wydawać się więc mogło, że zabrzanie zostaną rozgromieni. Tym bardziej, że w płockiej bramce istnych cudów dokonywał Marcin Wichary. Obronił dwa rzuty karne, nie dawał się pokonać z koła, czy ze skrzydeł. W pewnym momencie jednak sprawnie funkcjonująca maszyna zaczęła się zacinać. Zamiast spokojnie rozgrywać piłkę, szukając okazji do oddawania rzutów z pewnych pozycji, podopieczni trenera Larsa Walthera zaczęli grać zbyt egoistycznie. – Moi zawodnicy nagle przestali być jedną drużyną, a zaczęli być zlepkiem indywidualności – samokrytycznie przyznał po meczu Lars Walther. – Jeśli tak będziemy grali w następnych meczach, musimy liczyć się z tym, że bardziej doświadczeni rywale będą w stanie to wykorzystać.
Na szczęście beniaminek z Zabrza był chyba zbyt wystraszony, aby powalczyć o korzystny wynik z mistrzami Polski. Chociaż w pewnym momencie goście z Górnego Śląska zbliżyli się na dwie bramki i w dodatku mieli piłkę, jednak ostatnie słowo należało do miejscowych, którzy zdołali dowieźć do końcowej syreny korzystny dla siebie rezultat. Przed wyjazdowym meczem Ligi Mistrzów z Cimosem Koper sztab szkoleniowy Orlen Wisły ma jednak poważny problem. I nie chodzi tu jedynie o kontuzje Vukasina Rajkovicia, Luki Dobelseka, Adama Twardo i Michała Zołoteńki. Lars Walther i jego współpracownicy będą musieli wytłumaczyć swoim podopiecznym, że nie można lekceważyć żadnego przeciwnika. Bez względu na to, jak wysoko się prowadzi.
Zespół gości poprowadził jeden z twórców potęgi lat 90. Wisły Płock Bogdan Zajączkowski. Zastosował bardzo ciekawą i przemyślaną taktykę, jednak po meczu nie był zbytnio zadowolony z postawy niektórych swoich podopiecznych. Nie mógł być też zadowolony z gry wypożyczonego z Płocka Kamila Mokrzkiego, który we fragmentach, kiedy pojawił się nie boisku, niczym nie zachwycił, a wprost przeciwnie. Zamiast wziąć na siebie ciężar gry, między innymi nie wykorzystał rzutu karnego, a także kilkakrotnie jego udziałem była strata piłki.
- Chciałbym najpierw pogratulować Wiśle dwóch punktów w pierwszym meczu Ligi Mistrzów, nieważne, jak zostały zdobyte, ważne, że są na dobry początek - rozpoczął konferencję prasową po meczu trener Powen Zabrze. - Nam zabrakło takiego lidera, jakich przeciwnik miał conajmniej kilku. Z naszej strony był to dobry mecz, wzięliśmy naukę, z której będziemy wyciągali wnioski - dodał Zajączkowski.
Orlen Wisła Płock – NMC Powen Zabrze 32:26 (16:12)
Orlen Wisła: Wichary, Seier – Chrapkowski 4, Backstrom 2, Eklemović 5, Spanne 4, Kubisztal 8, Toromanović 4, Paczkowski 2, Kawas, Miszka 2, Wiśniewski 1, Kwiatkowski.
NMC Powen: Ner, Kicki – Niedośpiał 3, Szolc 2, Stodtko 9, Buszkow 5, Kowalski, Droździk, Nat, Archuk 2, Mogielnicki, Marchun 4, Mokrzki 1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz