Nie udało się przedłużyć finałowej serii play-off PGNiG Superligi do czterech lub pięciu meczów. Piłkarze ręczni Orlen Wisły przegrali po raz trzeci, tym razem we własnej hali, z Vive Targami Kielce i straciło wywalczony w sezonie 2010/2011 złoty medal na rzecz swojego odwiecznego rywala z Kielc. Drużyna prowadzona przez trenera Bogdana Wentę w nowym sezonie zagra więc w Lidze Mistrzów. Zespołowi Larsa Walthera pozostaje nadzieja na grę w turnieju o dziką kartę do LM lub występy w Lidze Europy, która począwszy od nowego cyklu rozgrywkowego ma zastąpić Puchar Zdobywców Pucharów i Puchar EHF. Zakończenie sezonu oznacza pożegnanie się z Mortenem Seierem, Luką Dobelsekiem, Joakimem Backstromem, Kennethem Olsenem i Grzegorzem Gomółką. O innych odchodzących z Płocka zawodnikach na razie nic nie wiadomo.
To miało być wielkie, emocjonujące sportowe widowisko. O ile jednak emocji na pewno było w nim pod dostatkiem, to sportowy poziom pozostawiał co nieco do życzenia. Oba zespoły, jak na swoją klasę, popełniły wyjątkowo dużo prostych błędów technicznych, które nie powinny im się zdarzyć.
Trener Lars Walther przed pierwszym gwizdkiem sędziów miał solidny ból głowy z zestawieniem wyjściowej siódemki. Brak Adama Wiśniewskiego i Bostjana Kavasa był dla niego poważnym problemem. Ostatecznie na prawym rozegraniu pojawił się Paweł Paczkowski, a na lewym skrzydle nie było nikogo. Pojawił się za to Kamil Syprzak, grający – obok Muhameda Toromanovicia – jako drugi kołowy. O ile jednak „Tore” ustawiony był centralnie, „Sypa” operował bardziej po lewej stronie. Kilka razy schodził jednak do środka, zdarzyło mu się też zaskoczyć bramkarza z Kielc potężnym, a co najważniejsze, celnym rzutem z drugiej linii.
– Nasza gra w tym sezonie przypominała rollercoaster – mówił po końcowej syrenie Michał Kubisztal. – W Olsztynie graliśmy totalną katastrofę z zespołem, który spadł z PGNiG Superligi. A w półfinale PGNiG Superligi rozegraliśmy fenomenalne zawody z MMTS Kwidzyn.
Trudno odmówić racji „Kubłowi”, ale trzeba przyznać, że i w trzecim meczu z kielczanami gospodarze chwilami przypominali słynną górską kolejkę. Chociażby wtedy, kiedy wyprowadzili wynik z 2:5 na 6:5, a kilkanaście sekund później stracili piłkę w prostej sytuacji, kiedy mogli objąć dwubramkowe prowadzenie. A po kilkudziesięciu sekundach ponownie prowadzili kielczanie.
Takich sytuacji w Orlen Arenie w sobotę nie brakowało. Jedni uciekali, a drudzy ich gonili. Różnica polegała jednak na tym, że gospodarze ani razu nie prowadzili więcej niż jedną bramką. A kielczanie wielokrotnie cieszyć się mogli z wyższej przewagi. W większości przypadków gospodarze byli w stanie zniwelować swe straty. Do czasu.
Niestety, na grę Orlen Wisły po raz kolejny niebagatelny wpływ miały problemy kadrowe. Nafciarze zaczęli bez kontuzjowanych Adama Wiśniewskiego i Bostjana Kavasa. Okazało się, że niezdolny do gry jest również Luka Dobelsek. Niestety, to nie był koniec problemów. Już w 24. minucie Zbigniew Kwiatkowski po raz trzeci powędrował na ławkę kar. A kilkadziesiąt sekund przed końcem pierwszej połowy szarżujący Nikola Eklemović zdobył wprawdzie gola, gdy nafciarze grali w podwójnym osłabieniu, ale przypłacił to kontuzją mięśnia pośladkowego. Resztę meczu oglądać musiał, stojąc przy ławce rezerwowych.
Po zmianie stron kielczanie dość szybko odskoczyli na trzy gole, ale Orlen Wisła błyskawicznie doprowadziła do kolejnego remisu. Była to 35. minuta meczu i był to ostatni remis w meczu. Gra z bardzo krótką ławką rezerwowych prędzej czy później musiała dać znać o sobie. Płocczanie niemal wychodzili z siebie, aby trzymać przyjezdnych na jak najmniejszy dystans, ale cały czas przegrywali różnicą dwóch, trzech, a chwilami nawet czterech bramek. A jednak w 58. minucie wydawało się, że wszystko jest jeszcze możliwe. Kielczanie prowadzili wprawdzie 26:23, ale na ławkę kar powędrował Michał Jurecki, a po golu Joakima Backstroma dwie minuty dostał także Uros Zorman (za błąd zmiany). Przewaga dwóch zawodników w polu i prawie 120 sekund do końca – wydawało się, że nafciarze będą w stanie wyrównać. Zamiast zdobyć gola, stracili jednak piłkę, a wszelkich złudzeń pozbawił ich Michał Jurecki, który przy grze czterech na sześciu zdobył gola po indywidualnej akcji. Jako ostatni trafił wprawdzie Joakim Backstrom, ale jego celny rzut nic już nie mógł zmienić.
Goście wygrali więc po raz trzeci i tuż po końcowej syrenie mogli odtańczyć na placu gry taniec radości. A nafciarze – schodzili z boiska ze spuszczonymi głowami, zdając sobie sprawę, że stracili niesamowitą okazję na przedłużenie finałowej serii co najmniej do niedzieli. Nie da się bowiem ukryć, że kielczanie nie zagrali nic wielkiego i na pewno można było ich pokonać. – To spotkanie na pewno było do wygrania – powiedział po meczu Adam Twardo. – Niestety, zabrakło nam zimnej głowy i nieco dłuższej ławki rezerwowych.
Na słowa najwyższego uznania za sobotnie spotkanie zasłużył kończący swoją przygodę z Orlen Wisłą, a jak napomknął "Sportowcowi Płockiemu", z grą w piłkę ręczną - Morten Seier, który popisał się wieloma doskonałymi interwencjami, broniąc między innymi rzuty karne egzekwowane przez Rastko Stojkovcia i Thorira Olafssona. Tradycyjnie już klasą dla siebie był Michał Kubisztal, szkoda, że tylko w pierwszej połowie. Ale na słowa uznania zasłużyli również Paweł Paczkowski, Kamil Syprzak i Piotr Chrapkowski, którzy udowodnili, że mogą być niezwykle istotnymi ogniwami płockiej ekipy. Muszą jednak wciąż pracować nad wyeliminowaniem błędów, które wynikają u nic z młodego wieku i niezbyt wielkiego doświadczenia.
– Jestem dumny z mojej drużyny. Wszyscy walczyli przez pełne 60 minut i dali z siebie wszystko co mogli. Wiadomo, że do tego spotkania przystępowaliśmy osłabieni brakiem kilku zawodników. Spróbowaliśmy nowych rozwiązań w ataku z dwoma kołowymi i myślę, że wyglądało to całkiem dobrze. Niestety, w trakcie meczu wypadł nam jeszcze Nikola Eklemović. Na środku rozegrania pojawił się Michał Kubisztal i potwierdził, że nie zapomniał, jak się gra na tej pozycji. Pod nieobecność kilku zawodników możliwość pokazania się miało kilku innych, między innymi Paweł Paczkowski, który zdał ten egzamin. Może kilka rzutów mu „nie weszło”, ale pamiętajmy, że ten chłopak ma przecież dopiero 18 lat i wszystko jeszcze przed nim – mówił po końcowej syrenie trener Lars Walther. – Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na postawę Mortena Seiera w bramce, który za wszelką cenę chciał się jak najlepiej pożegnać z kibicami. Pokazał w tym meczu pełen profesjonalizm i za to mu dziękuję. Dziękuję także fanom Wisły, którzy byli za nami przez cały czas.
Orlen Wisła Płock – Vive Targi Kielce 25:27 (13:14)
Sędziowali Piotr Wojdyr i Paweł Kaszubski
Orlen Wisła: Seier, Wichary – Kwiatkowski, Eklemović 1, Spanne 4, Kubisztal 6, Twardo, Toromanović 2, Syprzak 4, Paczkowski 2, Chrapkowski 4, Backstrom 2, Zołoteńko.
Vive Targi: Cleverly, Szmal – Tomczak 2, Jurecki 4, Tkaczyk, Olafsson 6, Buntić 5, Musa, Zorman 2, Stojković 3, Jurasik, Rosiński 3, Grabarczyk, Jachlewski 2, Zaremba, Kuchczyński.
Bardzo zla decyzja klubu, ze rezygnuja z Mortena!
OdpowiedzUsuńnie zabija sie kury, ktora znosi zlote jaja- chyba zarzad o tym zapomnial