sobota, 29 października 2011

Reminiscencje po świętej wojnie

Przetrzebieni kontuzjami (Piotr Chrapkowski, Adam Twardo, Michał Zołoteńko) i dyskwalifikacjami (Bostjan Kawas) piłkarze ręczni Orlen Wisły dzielnie walczyli z kieleckim „dream teamem”. Naszpikowana gwiazdami ekipa z Kielc była zdecydowanym faworytem pojedynku w Orlen Arenie. Ale płocczanie, mimo wszystkich swoich problemów, podjęli heroiczną walkę z rywalami. Chociaż mecz zakończył się zwycięstwem gości różnicą pięciu bramek, aż do 58. minuty końcowy wynik pozostawał sprawą otwartą. O rezultacie, który zdecydowanie nie oddaje przebiegu gry, decydowało kilka błędów popełnionych przez podopiecznych Larsa Walthera w ostatnich dwóch minutach. Kibice po końcowej syrenie dziękowali jednak swoim ulubieńcom, żegnając ich długotrwałą owacją na stojąco. Sportowiec Płocki poprosił kilku graczy Orlen Wisły i pomeczowe opinie, później zaś przysłuchiwał się dokładnie temu, co na pomeczowej konferencji prasowej mówili trenerzy obu zespołów.

Arkadiusz Miszka: Borykamy się z bardzo poważnymi problemami kadrowymi, więc stwierdzenie, że przy odrobinie szczęścia mogliśmy nawet wygrać z Vive bardzo nas cieszy. Chociaż trener Lars Walther na dobrą sprawę miał do dyspozycji tylko dziesięciu grających w polu zawodników, podjęliśmy twardą walkę. I możemy być zadowoleni z tego, co działo się do 58. minuty. Niestety, w decydujących momentach popełniliśmy trzy poważne błędy i przegraliśmy różnicą pięciu bramek. Patrząc na przebieg meczu – na pewno stanowczo za wysoko. W końcówce na środek obrony musiał wyjść Kamil Syprzak, a jak wiadomo gra w defensywie nie jest jego mocną stroną. Zdecydowanie zabrakło nam Zbyszka Kwiatkowskiego (zobaczył czerwoną kartkę z gradacji kar) i jego doświadczenia. Przegraliśmy, ale nie musimy wstydzić się swojej gry. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie walczyć do końca. Co najważniejsze, nie było takiego scenariusza jak rok temu, gdy poddaliśmy się już przed decydującym spotkaniem Final Four Pucharu Polski i nie podjęliśmy walki. W niedzielę czeka nas jeszcze wyjazdowa potyczka z Zagłębiem Lubin. Musimy zrobić wszystko, aby wygrać ten mecz. Później w końcu będziemy mogli odpocząć, chociaż kilku chłopaków czeka wyjazd na zgrupowanie kadry i udział w towarzyskim turnieju. Mam nadzieję, że przed meczami Ligi Mistrzów z HSV Hamburg ci, którzy grali ostatnio najwięcej, zdołają zregenerować siły, a kontuzjowani zawodnicy będą mogli wznowić treningi. Liczę na to, że zdrowotne problemy Piotrka Chrapkowskiego nie okażą się zbyt poważne. Czekam na powrót Michała Zołoteńki. Nie wiem, co z Luką Dobelsekiem, którego w meczu z Kielcami znowu zabolał mięsień. Oby nie okazało się, że odnowiła mu się kontuzja i znowu na dłużej wypadnie z treningów i gry.

Paweł Paczkowski: Przez kilka dni nastawiałem się na to, że wyjdę w pierwszym składzie. Trener Lars Walther zakomunikował mi to już w poniedziałek. Być może pokazałem kilka niezłych zagrań, zdobyć jakieś gole, ale też parę razy zdarzyło mi się również popełnić błędy czy rzucić niecelnie. Stwierdzenie naszego szkoleniowca, że jako jedyny mam prawo do popełnienia błędów było lekko na wyrost. Każde nieudane zagranie zostawia bowiem jakiś ślad w mojej psychice. Piłka ręczna to przecież sport drużynowy. Nawet jeśli trener Walther mówi, że mam prawo do błędu, zdaję sobie sprawę z tego, że każda tego typu sytuacja obciąża nie tyle mnie, co całą drużynę. Jednocześnie wiem, że każdy błąd prowokuje nas do tego, aby pracować nad jego korygowaniem. Poprzedni sezon pokazał, że najważniejsza dla podziału miejsc na podium jest faza play-off, gdzie własna hala nie zawsze musi być atutem. I całe szczęście, bo wiele wskazuje na to, że zasadniczą część sezonu ponownie zakończymy na drugim miejscu. Nawet, jeśli wygralibyśmy wszystkie pozostałe spotkania, nie możemy liczyć wyłącznie na siebie, ale musimy oczekiwać na jakieś potknięcie Kielc. Byłoby pięknie, gdy Bostjan Kawas i Vukasin Rajković będą zdolni do gry, ale to ja wyjdę w pierwszym składzie. Jeszcze bardziej jednak pragnę doczekać kolejnego wygranego spotkania. I mam nadzieję, że stanie się to już w najbliższą niedzielę. Zrobimy wszystko, aby w Lubinie ograć Zagłębie.

Michał Kubisztal: Myślę, że z przebiegu meczu porażka różnicą pięciu goli była stanowczo zbyt wysoka. Jeśli przegralibyśmy jedną-dwoma bramkami, byłoby to może bardziej sprawiedliwe. Ale przecież nie od dzisiaj wiemy, że sport często bywa bardzo niesprawiedliwy. Szczególnie wtedy, kiedy rywal bezwzględnie wykorzystuje każdy nasz błąd. Chcieliśmy do samego końca grać o jak najlepszy wynik. Popełniliśmy dwa faule ofensywne. Oczywiście, moglibyśmy spierać się o interpretację tych sytuacji, jednak sędziowie mają ledwie ułamki sekund na podjęcie decyzji. Straciliśmy dwa gole, które chcieliśmy jak najszybciej odrobić. I to się na nas zemściło. Brakowało nam ludzi do grania i to również dało się odczuć w końcówce. W pewnym momencie widać było wyraźnie, że zdrowie trochę ucieka,a Vive dysponuje dość szeroką ławką rezerwowych. My w drugiej linii mieliśmy do grania jedynie trzech zawodników, zaś kielczanie mogli dokonywać licznych roszad wśród rozgrywających. Atmosfera na trybunach była fantastyczna. Wielkie dzięki dla kibiców za to, że byli z nami do samego końca. Oni do ostatniej chwili wierzyli, że jesteśmy w stanie powalczyć z Kielcami. Chciałbym jednak wierzyć w to, że nasi fani również na kolejnych meczach będą potrafili dopingować równie gorąco i zapełnią halę do ostatniego miejsca. Oczywiście, mecze do jednej bramki nie są aż tak emocjonujące, ale kibice mogliby być z nami „na dobre i na złe”, wspierając nas swoim dopingiem również w kolejnych spotkaniach. Niewątpliwie dzięki temu moglibyśmy grać coraz lepiej. Mam nadzieję, że Orlen Arena zapełni się do ostatniego miejsca podczas meczu Velux Ligi Mistrzów z HSV Hamburg, a kibice – podobnie jak my na boisku – dadzą z siebie wszystko. Ekipa Cimosu Koper pokazała, że HSV to tacy sami ludzie jak my i że można podjąć z nimi równorzędną walkę. Mam nadzieję, że przed potyczką z Niemcami wrócą do gry Adam Twardo, Michał Zołoteńko i Piotrek Chrapkowski. A pauzujący trzy mecze w PGNiG Superlidze Bostjan Kawas będzie bardzo wypoczęty i głodny grania. Mielibyśmy dzięki temu znacznie większe pole manewru i moglibyśmy powalczyć z HSV.

Zbigniew Kwiatkowski: Praktycznie cały mecz był na styku. Mieliśmy szansę na wygranie, ale polegliśmy pięcioma bramkami. To jednak tylko liga. Teraz wygrali oni, ale w Kielcach to my możemy być lepsi. Poza tym tak naprawdę o tytule i tak zadecyduje dopiero faza play-off. Nasza obrona nie jest kompletna, a rozsypała się po mojej czerwonej kartce. Wygarnąłem piłkę ręką, więc wydaje mi się, że ostatnia kara dwóch minut mi się nie należała. Zdaję sobie jednak sprawę z faktu, że sędziowie mieli bardzo trudną sytuację do podjęcia decyzji. Michał Kubisztal grał przez pełne 60 minut zarówno w ataku jak i w obronie. Gdyby do defensywy mógł wejść Adam Twardo, Michał Zołoteńko lub Piotrek Chrapkowski, być może Kubeł byłby świeższy a ataku, a oni graliby na większej świeżości w obronie. A środek defensywy jest niezwykle istotny. Tym bardziej, że Kielce grają w ataku bardzo agresywnie. Buntić, Jurasik czy Jurecki mocno idą do rzutów.
Można się cieszyć, że wspólnie z kielczanami stworzyliśmy pełne emocji widowisko. W końcówce wynik był na styku, ale popełniliśmy kilka błędów, które kielczanie wykorzystali. I przegraliśmy różnicą pięciu goli, czyli stanowczo za wysoko. Zaważyła o tym w dużej mierze nasza krótka ławka. Tylko ja i Tore mogliśmy się zmieniać, a cała reszta chłopaków musiała grać cały mecz. Obaj boczni rozgrywający musieli pracować zarówno w obronie jak i w ataku. Jeśli ktoś nie grał w piłkę ręczną, nie zrozumie, jak bardzo jest to męczące.

Bogdan Wenta (trener Vive Targów Kielce): Myślę, że był to bardzo emocjonujący mecz walki. Oba zespoły nastawiły się przede wszystkim na uważną grę w defensywie, ale przy tym nie uniknęły licznych błędów. Na pewno mogliśmy zagrać nieco lepiej, ale najważniejsze, że na gorącym terenie zdobyliśmy dwa punkty.

Lars Walther (trener Orlen Wisły Płock):
Przede wszystkim gratuluję zespołowi z Kielc. Ja również uważam, że był to mecz walki. Sądzę jednak, że było zbyt wiele kar. Walka była fair, nie było brzydkich, nieczystych zagrań, ale przez zbyt częste kary zawodnicy nie mogli grać trochę bardziej twardo. Trudno być zadowolonym po porażce, ale jestem po spotkaniu z Kielcami bardzo dumny ze swojego zespołu. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że mamy bardzo dużo problemów personalnych. Znaleźliśmy jednak takie rozwiązania taktyczne, dzięki którym wybiliśmy kielczan z rytmu ich gry. Cały zespół od pierwszej do ostatniej minuty bardzo mocno walczył o korzystny rezultat. Można jednak powiedzieć, że zdarzyły się trzy minuty, gdzie nieco straciliśmy głowę. Nie mogliśmy robić zbyt wielu zmian, więc moi zawodnicy są niesamowicie zmęczeni. Kiedy Zbyszek Kwiatkowski dostał trzecią karę, zaczęło się dziać bardzo źle. Nie broniliśmy już tak mocno, a w dodatku kilka razy straciliśmy głowę w ataku. Bardzo dziękuję wszystkim kibicom za stworzenie doskonałej atmosfery. Zapowiadałem, że swoją szansę gry dostanie Paweł Paczkowski. Można śmiało powiedzieć, że ten zawodnik jest przyszłością nie tylko płockiej, ale i polskiej piłki ręcznej. Chociaż ma zaledwie osiemnaście lat, zagrał bardzo dobre zawody. Nie tylko w ataku, ale również w obronie, gdzie naprzeciwko niego walczył Michał Jurecki – prawdziwa „maszyna siły”. To była bardzo prawidłowa, ważna i potrzebna dla Pawła gra. Udowodnił nam, że jest nam potrzebny, a my przekonaliśmy się, że możemy na niego liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz