sobota, 19 listopada 2011

Zagrali jak równy z równym. Orlen Wisła – HSV 26:30

Przez 52 minuty to był mecz dwóch godnych siebie rywali. Niestety, problem polega na tym, że mecz piłki ręcznej trwa 60 minut. A płocczanom zdarzyło się 480 sekund przestoju. Mistrzowie Niemiec to zbyt rutynowana ekipa, aby nie wykorzystać takiego obrotu sprawy. Dlatego właśnie po końcowej syrenie cieszyli się zawodnicy HSV, a nie Orlen Wisły. Ale podopieczni trenera Larsa Walthera, schodząc z placu gry, na pewno nie musieli się wstydzić swojej postawy. Jeśli z taką determinacją grać będą przeciwko swoim pozostałym rywalom w grupie C Velux Ligi Mistrzów, nie powinni mieć kłopotów z awansem do fazy TOP 16.



W tym meczu każdy inny wynik niż wygrana mistrzów Niemiec byłby nie niespodzianką, ale wielką sensacją. Gracze Orlen Wisły nie zamierzali jednak klękać przed swoimi rywalami prosić ich o jak najniższy wymiar kary. Wprost przeciwnie – wyszli na plac gry maksymalnie zmobilizowani. I to oni w pierwszej fazie spotkania byli zespołem prowadzącym grę. A Niemcy musieli długo gonić wynik. W objęciu prowadzenia pomogło im dopiero wykluczenie w ciągu niespełna 100 sekund najpierw Michała Kubisztala, a później Chritiana Spanne.

Zawodnicy z Hamburga wykorzystali kilkuminutową grę w przewadze, wychodząc na trzybramkowe prowadzenie. Płocczanie jednak nie zamierzali poddawać się bez walki. Dzięki temu to do nich należała końcówka pierwszej połowy, a bramka na 13:14 zdobyta przez Michała Kubisztala rzutem z kilkunastu metrów tuż przed syreną na przerwę wprowadziła kibiców niemal w ekstazę. Była bowiem sygnałem, że w drugiej połowie zdarzyć się może dosłownie wszystko.

Po zmianie stron coś się jednak w grze nafciarzy zacięło. A wszystko zaczęło się od błędu Adama Wiśniewskiego, który przy stanie 16:17 przechwycił wprawdzie podanie jednego z niemieckich graczy, ale zmarnował kontratak, rzucając wprost w Dana Beutlera. W tym momencie chyba żaden z ponad pięciu tysięcy kibiców nie przypuszczał, że to początek całej serii nieszczęść. Tymczasem okazało się, że przez osiem kolejnych minut nafciarze nie byli w stanie zdobyć chociażby jednego gola. Niemcy bezwzględnie wykorzystali ten chwilowy zastój gospodarzy, uzyskując dzięki niemu sześciobramkowe prowadzenie.

Płocczanie w końcu zdołali się otrząsnąć, w czym pomógł... Paweł Paczkowski. Prawy rozgrywający gospodarzy najpierw wszedł na boisko, aby Christian Spanne mógł dojść do siebie po drobnym urazie, który chwilowo uniemożliwiał mu grę. Później zaś powędrował na swoją nominalną pozycję, a Bostjan Kawas chwilowo usiadł na ławce rezerwowych. Okazało się to całkiem niezłym posunięciem, bo „Paczas” rozruszał swoich partnerów z drużyny, podrywając ich do walki. 

Niestety, strata, którą ponieśli nafciarze przez osiem minut swego boiskowego „snu” okazała się już nie do odrobienia. Ale podopieczni trenera Larsa Walthera zasłużyli na pochwałę za walkę do ostatniej chwili o jak najkorzystniejszy dla siebie rezultat.

Porażka z faworytem grupy C na pewno nieco komplikuje sytuację nafciarzy, ale nie przekreśla ich szansy na awans do kolejnej fazy Velux Ligi Mistrzów. Nie da się ukryć, że mistrzowie Niemiec są zdecydowanie poza zasięgiem reszty zespołów, natomiast z pozostałymi rywalami nafciarze są w stanie powalczyć. Również na wyjeździe. A jeśli będą grali tak, jak przez 52 minuty spotkania z HSV, wszystko się może zdarzyć. Tym bardziej, że do gry powinni wrócić Luka Dobelsek i Adam Twardo (ten ostatni został już nawet wpisany do meczowego protokołu, ale trener Lars Walther nie ryzykował jeszcze wpuszczenia go na boisko.


Orlen Wisła Płock – HSV Hamburg 26:30 (13:14)
Sędziowali: Ivan Cacador i Eurico Nicolau (Portugalia).
Orlen Wisła: Seier, Wichary - Kwiatkowski 1, Eklemović 3, Spanne 3, Wiśniewski 1, Kubisztal 5, Kavas 2, Syprzak, Zołoteńko 1, Toromanović 4, Backstrom 3, Paczkowski 2, Chrapkowski 1.

HSV: Beutler - Schroeder 2, Duvnjak 2, Jansen 3, Flohr 2, Vori 3, Lijewski 3, Hens 8, Vugrinec 3, Lacković 1, Lindberg 2, Kraus 1, G. Gille.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz