Płoccy piłkarze rozegrali jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie. Na stadionie im. Kazimierza Górskiego znów powiało wielką piłką i mimo remisu kibice zobaczyli bardzo interesujące widowisko z dużą liczbą sytuacji podbramkowych. W porównaniu do większości „wyczynów” z poprzednich kolejek progres w grze nafciarzy był bardzo widoczny. Niestety, nie wystarczyło to, aby pokonać wicelidera pierwszej ligi. Na pomeczowej konferencji prasowej obaj trenerzy byli wyjątkowo zgodni. Zarówno prowadzący Pogoń Marcin Sasal, jak i pracujący w Wiśle Libor Pala przyznali, że remis to bardziej strata dwóch punktów, niż zdobycie jednego.
Akcje płockiego zespołu wreszcie miały właściwe tempo. Napastnicy próbowali wbiegać za plecy obrońców, aby wyjść na czystą pozycję. Asystenci sędziego zazwyczaj w takich sytuacjach podnosili chorągiewkę, sygnalizując ofsajd, ale kilka razy udało się uniknąć spalonego. Najbliżej wykorzystania takiej sytuacji był Kamil Biliński, który mógł wykończyć kontratak zainicjowany po rzucie rożnym źle wykonanym przez graczy ze Szczecina. Niestety, Bilu – chociaż urwał się ostatniemu obrońcy – próbując obiec bramkarza, zbiegł za bardzo do narożnika, a strzelając z ostrego kąta, trafił jedynie w boczną siatkę. Podobne uderzenie zaliczył również Vuk Sotirović, który tuż przed końcem pierwszej połowy strzelał do niemal pustej bramki z czterech metrów.
Nafciarze wreszcie pokazali też, że potrafią grać bardzo wysokim pressingiem. Blisko wykorzystania tego elementu byli szczególnie w drugiej połowie meczu. Fantastycznym uderzeniem z lewego narożnika pola karnego popisał się Eivinas Zagurskas. Bramkarz gości cudem odbił piłkę, a przyjezdni natychmiast ruszyli z kontrą. Kilka metrów przed polem karnym Pogoni piłkę wyłuskał jednak Rafał Zembrowski, który odegrał do Matara Gueye. Senegalski pomocnik Wisły popisał się doskonałym crossowym podaniem na prawą stronę pola karnego, ale zamykający tę akcję Łukasz Sekulski strzelił z woleja wprost w bramkarza.
O ile pod bramką Pogoni Wiśle wyraźnie brakowało piłkarskiego fartu, to we własnej szesnastce nafciarze mieli go aż nadto. W szczecińskim zespole nie brakuje zawodników mogących zaskoczyć bramkarza rywali strzałem z dystansu. W Płocku jednak wszyscy oni albo niemiłosiernie pudłowali, albo strzelali tak, że Krzysztof Kamiński spokojnie interweniował.
Goście najbliżej zdobycia bramki na wagę trzech punktów byli w 90. minucie. Dwukrotnie wykonywali rzut rożny i dwukrotnie potwornie kotłowało się w płockim polu karnym. Na szczęście każde uderzenie przyjezdnych trafiało wówczas w nogi płockich obrońców. Szczerze trzeba jednak przyznać, że gdyby w którejś z tych dwóch sytuacji Pogoń zdobyła gola, miejscowi mogliby mówić o wyjątkowej ironii losu. Wisła bowiem tym razem na pewno zasłużyła co najmniej na remis. Jeśli płocczanie w meczach z pozostałymi rywalami będą grali z równym poświęceniem, zaangażowaniem, a co najważniejsze – z pomysłem – powinni jeszcze w tej rundzie dopisać do swojego konta kolejne punkty.
- Plus minus, mieliśmy tyle okazji co przeciwnik - powiedział po meczu trener Wisły Libor Pala. - Jest to drugi z dziewięciu meczów, w którym nie straciliśmy bramki. Mecz potoczyłby się zupełnie inaczej, gdyby w pierwszej połowie Biliński trafił do bramki. Cały czas walczę z prezesami byśmy się wzmocnili zimą. Potrzebujemy to wszystko ożywić, po jednym zawodniku w każdej linii.
Wisła Płock – Pogoń Szczecin 0:0
Sędziował: Erwin Paterek (Lublin)
Wisła: K. Kamiński - Skumórski, Nadolski, Wyczałkowski, Jakubowski – P. Kamiński (61. Hiszpański), Zembrowski, Góralski, Gueye, Zagurskas - Biliński (67. Sekulski)
Pogoń: Janukiewicz - Hricko, Radler, Noll, Rogalski - Frączczak, Akahoshi (88. Łuszkiewicz), Ława, Mandrysz, Kolendowicz (82. Petasz) - Sotirović (66. Djousse).
Żółte kartki: Zembrowski, Jakubowski, Góralski (Wisła) oraz Mandrysz (Pogoń). Widzów 1500.
Hej, heja Pogoń! Udało wam się kanistry, w Szczecinie dostaniecie w d.
OdpowiedzUsuń